Olbrzymie otwarte przestrzenie, pola, trawa pokryta bruzdami krecich kopców. W równych odstępach poustawiane czerwono-białe pachołki. Wszystko zastyga w oczekiwaniu.
...W oczekiwaniu na pierwszy ruch.
Wreszcie zaczyna się widowisko. Wszystko zaczyna się dziać na raz. Krótkofalówka pana z synem stojącego obok wydaje pierwszy dźwięk.
- Tato, patrz! Startują...
Lina wyciągnikowa mocowana jest na brzuchu szybowca. Ten, ustawiony wcześniej na improwizowanym pasie startowym gdzieś w szczerym polu, ciągnięty przez siłę wyciągnika rozpędza się i w kulminacyjnym momencie unosi - nie łagodnie, jak samoloty turystyczne, lecz pod bardzo dużym kątem nachylenia. Na wysokości paruset metrów względem ziemi lina odczepia się i opada na ziemię. A szybowiec leci... Wiele, wiele razy oglądałam to tego ranka. Kręciłam, robiłam zdjęcia, wreszcie po prostu stałam i podziwiałam. Po części ludzką pracę i umiejętności, po części prawa rządzące fizyką, po części samą naturę.
I wszyscy staliśmy tam, zadziwieni, zadzierając głowę w górę aż do bólu kręgów szyjnych.
Wreszcie z hangaru wyprowadzone zostały także samoloty. Po kolei, podskakując wesoło na wybojach wtoczyły się na miejsca obok szybowców. Zdążyłam pomyśleć tylko, jak one niezgrabnie poruszają się po ziemi... I już wystartowały, z dużą prędkością unosząc się nad ziemią. Chwilę później zniknęły w gęstych, ciężkich chmurach. Unosząc się tak, jakby nic nie ważyły, jak latawce (chociaż latawcami prędzej można nazwać lekkie i pozbawione nawet silnika szybowce) nie wyglądały już ani trochę niezgrabnie.
Po chwili z nieba zaczęli spadać spadochroniarze. Najpierw dwóch, potem trzech następnych. Wcześniej widziałam, jak w dużych ilościach pakują się do niewielkiego samolotu, który po chwili, tak jak ten poprzedni, znika w górze. Teraz oni wszyscy zlatywali na ziemię, parami, po dwóch na spadochron. Lecieli nad naszymi głowami, w pełni świadomie kontrolując kierunek lotu.
W tej chwili już wszystko latało. Powoli nad lasem unosiły się szybowce na linkach, ostatni spadochroniarze dotykali ziemi, samoloty wzbijały się w górę lub przygotowały do startu. W pewnej chwili dostrzegłam unoszący się kilkadziesiąt metrów ode mnie czerwony helikopter.
Potem powolutku wszystko zaczęło cichnąć. Ostatnie szybowce wzbijały się w powietrze i lądowały.
Wsiedliśmy do samochodu, zmarznięci i odjechaliśmy. Przez okno oglądałam jeszcze maszyny pływające w powietrzu. Chciałam być na ich miejscu.
Ogólnie super sprawa, ale mimo wszystko nieco niebezpieczne.
OdpowiedzUsuńTo oczywiście wszystko zależy od przygotowania spadochroniarzy, pilotów sprzętu... Może być niebezpieczne, ale wcale nie musi! :D
UsuńAle adrenalina jest pewnie niezła :D. Gdybym się nie bała to kiedyś chciałabym skoczyć :)
UsuńPodziwiam ludzi, którzy skaczą ze spadochronem. Ja bym ze strachu chyba umarła...
OdpowiedzUsuńKiedyś miałam straszny lęk wysokości. Do tego stopnia, że bałam się jechać kolejką górską... :) A teraz... Jak się człowiek zmienia.
UsuńCudownie mieć taką pasję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dziękuję za odwiedziny :)
Ja też podziwiam ludzi, którzy na skok ze spadochronem się porywają.... chociaż przyznam się szczerze, że kiedyś i ja chciałabym tego spróbować :)
OdpowiedzUsuńMówi się, że raz i starczy :) Może niektórym tak... Ale u innych to powoduje stan: "Boże, chcę jeszcze, i jeszcze, i jeszcze..." i obawiam się, że takim typem byłabym ja :)
UsuńWidzę Green Day w miniaturce i po prostu musiałam wejść... Jakoś przerażają mnie samoloty i wszystko co z nimi związane, więc chyba sporo będę ryzykować, jak zdecyduję się do jakiegoś wsiąść ;)
OdpowiedzUsuńNaprawdę?! Kurcze, naprawdę zabawne, ze jest takie rozróżnienie: jedni nie chcą w ogóle, i inni dałoby wsystko za choćby godzinę lotu... Ja to uwielbiam. Na razie oczywiście jako pasażer :)
UsuńŚwietne zdjęcia, uwielbiam takie fotorelacje. :)
OdpowiedzUsuńMoże mi umknęło, ale ile trwało całe to wydarzenie?
OdpowiedzUsuńGdyby jeszcze było słońce tego dnia, to chyba byłaby pełnia szczęścia, prawda? Aczkolwiek może źle by się wtedy patrzyło w niebo - a więc nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło ;-)
Pozdrawiam!
Cały sobotni ranek, moznaby powiedzieć ;) od mniej wiecej 9:30 do... Bo ja wiem... 12? Coś w tym stylu. Jak dla mnie skończyło sie nieprawdopodobnie szybko :) Prawda, pogoda mogłaby być lepsza, bo chmury były na tyle nisko, ze nie było widać lecących powyżej nimi samolotów, a i spadochroniarze musieli sie najpierw przez nie przebić ;) Ale szybowce było widać, to najważniejsze ;)
UsuńŚwietne widoki :)
OdpowiedzUsuńNiedaleko domu moich rodziców też jest lotnisko sportowe i działa przy nim aeroklub ;) Latające samoloty są jakby dodatkiem do każdego pogodnego dnia :)
OdpowiedzUsuńU mnie czasami też coś przeleci, raczej z rzędu tych małych samolocików :)
UsuńDziękuję za komentarz! :*
OdpowiedzUsuńnigdy nie byłam w takim aeroklubie, nie widziałam z bliska a byłoby fajnie w sumie obejrzeć, ale skakać to bym się bała, chyba bym się nie odważyła... :D