piątek, 26 września 2014

Klimat miasteczkowy


  Po obu stronach wyrastające z ziemi wysokie góry z ostrym podejściem. Pokryte gęstym, starym iglastym lasem, pełne zieleni, mchu i olbrzymich głazów. Tutaj nikt nie chodzi "tak sobie" po lesie - myślę, że głównie z szacunku. Są też tacy, którzy się boją. W lesie górskim można iść albo w górę, albo w dół, i jest to prawdopodobnie jedyna wskazówka mówiąca o tym, gdzie jesteś. Przy ścieżkach często umieszczone są informacje o zamieszkujących te tereny dzikich zwierzętach. A grzybiarza nie spotkasz, bo pozwolenie na zbieranie grzybów we włoskich lasach kosztuje krocie (a kara za jego brak jeszcze więcej).

  Jedziemy do miasta. Płaską doliną Val di Fassa prowadzi jedna jedyna porządna droga, zadbana dwupasmówka, którą dzień i noc przejeżdżają samochody. Dojeżdżamy nią aż do Canazei, gdzie parkujemy na zapchanym parkingu. Ludzi wszędzie co nie miara.





  Canazei, mimo niezliczonej ilości przyjeżdżających i wyjeżdżających turystów, których nie można nie rozróżniać z powodu ciężkich butów i dużych plecaków, żyje swoim własnym życiem. Na pierwszy rzut oka wszystko kręci się wokół turystyki. Restauracje, pizzerie i kawiarnie zamiast sklepów spożywczych, zagłębia drewnianych pamiątek i kolejki górskie wspinające się na stokach za miastem. Zewnętrzny wygląd podporządkowany jest przyjezdnym, do tego stopnia, że zastanawiasz się, czy mieszkają tu na stałe jacyś tubylcy.

  Nie o to nam chodzi. Prawda, jesteśmy przyjezdnymi turystami, przyjechaliśmy i wyjedziemy w niedługim czasie. Ale nie zadowala nas komercyjna powierzchowność miasteczka. Wchodzimy głębiej w wąskie uliczki, zmierzając z głównego placu w rejony mniej uczęszczane.


 

  Wejście do uroczego kościółka świętego Floriana. Wewnątrz miejsce na góra 50 osób. Właściwie starczy nawet na pasterkę, więcej osób tu pewnie na stałe nie mieszka.




Pochowani w ulicznych zaułkach uliczni artyści prezentują swoje dzieła. Warto jest wtopić się w głębię miasteczka, chociażby ze względu na możliwość ich podziwiania. Drewniane rzeźby, olejne obrazy, pędzle, farby i kubeczki porozwalane bez ładu i składu na wyłożonych obrusami stolikach. Pokusiłabym się nawet na stwierdzenie, że klimat świąt Bożonarodzeniowych jest tu obecny również latem, bo tego typu stoiska kojarzą mi się z klimatem Weihnachtsmarktu.






  Sklep z pizzą był prawdopodobnie jedynym miejscem w Dolinie Fassy, w którym można było dogadać się po angielsku. Popularne włoskie danie sprzedawane było na kawałki w praktycznych, kartonowych uchwytach.






  Sklepy z winem i tradycyjnymi przetworami znaleźć można na każdym krok, o pamiątki dla rodziny zatem nie trudno. Równie ciekawym prezentem byłby makaron, który dostępny jest tutaj w wielu postaciach i kolorach, a także fikuśnych opakowaniach.



  Przez każdą szanującą się górską wiochę musi przepływać potok :)



  W drodze z powrotem przez centrum Canazei do samochodu spotkała nas niespodzianka: parada jeżdżącego sprzętu rolniczego z różnych epok i różnych państw. Udało mi się na szczęście wydobyć w porę aparat i uwieczniłam parę z nich :)



14 komentarzy:

  1. swietne zdjecia, przypuszczam, ze na zywo widoki musialy zapierac dech w piersiach ;) ostatnie zdjecie - moj zdecydowany faworyt ;)
    dzieki za komentarz u mnie, zapraszam czesciej. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak przyjemnie ogląda się Twoje zdjęcia! Czytając relację, czułam się jakbym spacerowała tam z Tobą, widać Twoje zaangażowanie i pasję, a to coś wspaniałego :)
    Sama nie jestem pasjonatem podróży i nie potrafiłabym prawdopodobnie dostrzec tej niezwykłości miejsca, którą Ty uchwyciłaś. Tym bardziej gratuluję i fajnie, że się tym dzielisz!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale świetne zdjęcia! Ach, Włochy, kocham ten kraj, przepiękne miejsce. I powiem Ci, że byłam albo w bardzo podobnym, albo nawet w tym samym miasteczku :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To calkiem prawdopodobne, bo to calkiem popularna miejscowość :) ale z drugiej strony wszystkie miasta w Alpach są takie podobne, niezaleznie od tego czy leżą we Wloszech, w Austrii itd... :D

      Usuń
  4. Bardzo klimatycznie! Niestety nigdy nie miałam okazji być w Alpach.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Sliczne zdjecia <3
    Bardzo spodobalo mi sie podawanie pizzy w ten sposob, nie spotkalam sie jeszcze z taka firma w Polsce, a szkoda ;)

    obserwujemy? Odp u mnie ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. O rany jak pięknie... Z każdym razem zazdroszczę jeszcze bardziej.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ależ pięknie ;) Mam cichy plan, by za rok wybrać się do Włoch :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ależ przepiękne, urokliwe miasteczko! Sama z przyjemnością wybrałabym się do niego, to zdecydowanie moje klimaty ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. jejku, jakie piękne miejsce! idealne by odpocząć, odsunąć problemy i po prostu rozkoszować się pięknem dnia <3

    http://coeursdefoxes.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Fajnie jak ktoś, kto zwiedza miasto nie ogranicza się jedynie do głównych atrakcji turystycznych, paru znanych ulic i chwili pokręcenia się po głównym placu. Ja też lubię zwiedzać "od podwórka". Te zakulisowe widoki są dla mnie bardziej realne niż te zrobione jakby na pokaz, które czasem od powystawianych straganów z "pamiątkami" tchną jedynie sztucznością.

    OdpowiedzUsuń
  12. 20 year old Administrative Officer Aarika Siaskowski, hailing from Woodstock enjoys watching movies like Yumurta (Egg) and Kitesurfing. Took a trip to Uvs Nuur Basin and drives a Jaguar D-Type. przeskocz to strony

    OdpowiedzUsuń

Jestem wdzięczna za każdy komentarz. Możecie być pewni, ze jeżeli jeszcze nie odwiedziłam Waszych blogów to na pewno zrobię to niebawem, wiec nie musicie zostawiać linków do nich w komentarzach - poradzę sobie ;)