wtorek, 28 października 2014

Czasami nie wychodzi

  Często bywa po prostu tak, że nie wychodzi. Zaskakująco dużo rzeczy może nie wyjść. Na przykład ciasto. Starasz się, goście zamówieni już od tygodnia, ciocia przyjechała z Włoch, chcesz się popisać, to może Cię zaprosi na Sycylię, do kraju makaronu, kwitnących pomidorów i tak dalej... A tu masz, zakalec (albo żyletka, jak to się popularnie mówi)!
  Nie wyjść może też znajomość, na na wyższym etapie związek. No tak, pokładałaś takie wielkie nadzieje w NIM, codziennie wieczorem myślałaś o ślicznym domku na obrzeżach miasta, psie, ogrodzie z kwiatami i NIM u boku... Gdzieś miałaś te wszystkie opowiastki koleżanek o złamanych serduchach i wylanych łzach, to mnie nie dotyczy, myślałaś. A tu masz! A miało być tak pięknie...
  I w domu bywają kłopoty. Nie wychodzi Ci rozmowa z rodzicami ani z rodzeństwem, siedzisz sama przy kompie w pokoju i aż głupio Ci wyjść, bo znów będziesz musiała ciągnąć te nużące i bezpodstawne dyskusje o zmywanie, porządek, oceny...


Pesymiście mówią, że jak coś może nie wyjść to nie wyjdzie. Optymiści, że trzeba się uśmiechnąć i iść dalej nawet jak się wszystko wali. Ale skrajny radca nie jest dobrym radcą.

Więc jak tu się zachować?


  A może dobrze by było się walnąć na łóżko, włączyć soft music i pomyśleć o czymś dobrym? Nie zamęczać się "co by było, gdyby"? Może dobrze byłoby wyjść na dwór i dostrzec coś pięknego w tym świecie?

To takie proste do powiedzenia...


  Ale co jest trudnego w tym, żeby chwilę odpocząć od świata konsumpcyjnego, ciągłych interesów i zadań, misji, szefów, nauczycieli, kolegów? Pobyć samemu (lub ewentualnie w towarzystwie psa...)


... i uśmiechnąć się do świata? Do rudego kota człapiącego powoli przez ulicę? Do śpiącego kierowcy w autobusie na pętli? Do pomarańczowej dyni stojącej na parapecie okna sąsiada?


  Może po prostu nie ma złych dni, tylko takie nie do końca wykorzystane...?

9 komentarzy:

  1. Oj, trudny temat poruszyłaś. Mój październik to więcej tych "złych" niż "dobrych" dni. Jednego dnia się kłócę, to myślę sobie następnego będzie lepiej, to nie - wtedy dostaję jakieś niepomyślne wiadomości. Nie poddaje się, bo przecież kiedyś musi być lepiej. I trzeciego dnia słyszę, jak moje marzenia sypią się niczym domek z kart. Niemniej uparcie myślę sobie: jak to było? Jak się to robiło, żeby być szczęśliwym? Idę na spacer, włączam muzykę. Nie pomaga. Wracam do domu. Serwuje sobie ostry trening i jest trochę lepiej. Kolejnego dnia otrzymuję od życia kolejną porażkę. I myślę sobie wtedy tylko jedno: niech ten październik już się skończy, bo ja nie mam do niego siły. Liczę, że listopad będzie inny. Bo limit niepowodzeń wykończyłam w tym miesiącu, dlatego kolejny musi być pełen sukcesów ;-) I taka jest właśnie moja natura - niepoprawnie optymistyczna i pełna nadziei chociaż brak podstaw do tych nadziei.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Panująca aura nie pomaga w myśleniu pozytywnym.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co ma pójść źle, pójdzie źle. Zawsze się tym kieruję i wychodzę z założenia, że skoro nie mam na coś wpływu, to nie ma sensu, żebym się tym zadręczała w nieszkończoność. Chociaż fakt, że czasem nie do końca idealnie mi to wychodzi.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja zawsze wychodzę z założenia, że jeśli dzisiaj jest le to tylko po to, żeby jutro mogło być lepiej ;) Oczywiście mam czasem takie dni, że najchętniej przesiedziałabym pod kołdrą bo mi nic nie wychodzi i wszystko idzie nie tak jak bym chciała... ale wtedy puszczam sobie moje piosenki, które zawsze mnie dobrze nastrajają... i jakoś to leci ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudne podsumowanie całego posta. ;)
    Osobiście jestem niepoprawną optymistką i wszystko co dzieje się w życiu tłumaczę sobie tym, że tak widocznie miało być. Nie umiem odpocząć od problemów życia codziennego, jestem osobą, która nawet przez sen zamartwia się tym i tamtym. Byc może wypadałoby się tego oduczyć? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czasami człowiek nie ma energii, by się zmierzyć nawet z maleńkimi przeciwnościami losu. Wg mnie takie dni są po to, abyśmy porozmyślali, nad czymś się zastanowili i ruszyli do przodu z nową siłą ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. nie ma co się zadręczać. co ma być to będzie... nic nie trwa wiecznie, ani dobre chwile, ani złe.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mama mi ciągle powtarza, że nie robi się pierwszy raz ciasta, kiedy mają przyjść goście. :-P Muszę o tym pamiętać, heh. Sprawdzone przepisy też mogą nie wyjść (wspomniany zakalec), ale zawsze można zminimalizować ryzyko porażki!

    Co do aury za oknem, też nie napawa mnie zbytnim optymizmem. Taki urok jesieni, niestety.

    OdpowiedzUsuń
  9. Złe dni trzeba przeczekać, dobrymi się delektować! A co do ciast - podobno czym bardziej człowiekowi zależy, tym badziej nie wychodzi;p

    OdpowiedzUsuń

Jestem wdzięczna za każdy komentarz. Możecie być pewni, ze jeżeli jeszcze nie odwiedziłam Waszych blogów to na pewno zrobię to niebawem, wiec nie musicie zostawiać linków do nich w komentarzach - poradzę sobie ;)